O mnie

TWÓJ ECO PRZEWODNIK MIEJSKI! Zapraszam do lektury mojego bloga, z którego dowiesz się, co oznaczają tajemnicze skróty na opakowaniach kosmetyków i jedzenia, jaki naturalny specyfik zapewni ci skuteczniejszą ochronę przed starzeniem się skóry niż najdroższe kremy, gdzie kupić prawdziwy chleb na zakwasie, czy można uchronić się przed chorobami cywilizacyjnymi i dlaczego warto mieć w lodówce olej sezamowy. Podpowiem Wam też, gdzie w Krakowie wybrać się po najlepszej jakości ekologiczne produkty. Dla wszystkich dbających o zdrowie i urodę, dla wszystkich nowoczesnych, świadomych i eco!

sobota, 18 grudnia 2010

Mój sposób na Święta bez glutaminianu sodu

Uwielbiam Katarzynę Herman, to świetna aktorka, szczególnie w reżyserskich rękach Agnieszki Holland i w teatrze. Odkąd jednak uparcie i do tego przy udziale całej swojej rodziny zaczęła nas przekonywać do glutaminianu sodu i innych tego typu pyszności, zastanawiam się co z robić z tą moją sympatią, kiedy już nie będę w stanie oddzielić wizerunku Pani Katarzyny od gołąbków bez zawijania. 
Jedno wiem na pewno - barszczu z torebki w Wigilię jeść nie będę! Choćby miało to doprowadzić rodzinę aktorki do bankructwa. Barszcz to w ogóle rzecz poważna i niebagatelna. Każdy lubi odrobinę inny - jedni słodszy, inni bardzo kwaśny, jeszcze inni pikantny, czysty, zabielany, z jajkiem, z ziemniakami, z fasolą, uszkami, krokietem. Jednym słowem - barszczem Polska stoi.

I dziś będzie mój apel - zróbcie na Święta taki prawdziwy, aromatyczny, długo gotowany, bursztynowy barszcz. Nie wiem, czy wiecie, ale oprócz dostarczania walorów smakowych buraki również zbawiennie wpływają na nasze zdrowie, szczególnie w zimie, ponieważ leczą obolałe gardło i pomagają przy przeziębieniach. Jak tytuł poniższego artykułu głosi - buraki skarbnicą witamin!

http://mamzdrowie.pl/buraki-skarbnica-witamin/

Ale jak przygotować tę najsłynniejszą wigilijną potrawę? Wbrew powszechnym przekonaniom, wcale nie jest to takie trudne. Czasochłonne, owszem, ale bardzo proste. 
Oto przepis na wigilijny barszcz. Jedyne czego potrzebujemy to:
  •  długo gotowany wywar na warzywach i przyprawach, ważne żeby dodać czosnek! (to w wersja wigilijna, zupełnie postna, jeśli chcemy bardziej konkretny barszcz, dodajemy do wywaru oczywiście jakiś pyszny boczek lub inne mięso według uznania)
  • osobno wygotowany wywar z buraków, najlepiej pokrojonych na grube plastry
  • zakwas barszczowy z butelki
Kiedy już oba wszystkie wywary porządnie się wygotują odcedzamy je i łączymy je ze sobą i dodajemy zakwas barszczowy. Teraz gotujemy już tylko chwilkę, żeby nie zmętniał. Doprawiam pieprzem. I tyle. Proste! 

Drobne-dobre rady:
  • jeśli chcemy żeby barszcz był bardziej konkretny lub nie zupełnie przejrzysty, możemy zetrzeć do niego kilka wygotowanych wcześniej w wywarze buraków (ja jednak osobiście lubię ten idealnie przejrzysty)
  • zakwas barszczowy to bardzo ważna sprawa, jeśli nie mamy sprawdzonego miejsce, gdzie można go kupić (ja zawsze polecam Kleparz, szukajcie tam u pań które same go robią w domu albo pytajcie w małych warzywniakach), sprawdzajmy przynajmniej dobrze skład na butelce, nie powinien zawierać żadnych chemicznie brzmiących substancji
  • jeśli ktoś lubi barszcz bardzo kwaśny, można go jeszcze po ugotowaniu dokwasić cytryną lub odrobiną octu, jednak sam zakwas powinien raczej wystarczyć
  • ta wersja to taka najbardziej podstawowa klasyka, można jeszcze oczywiście dodawać grzyby, śliwki, itp.
Zakwas można też ukisić samemu, ale to już wyższa szkoła jazdy dla bardziej zaawansowancyh no i trzeba pomyśleć o tym chwilę przed Wigilią. Ale spokojnie, nauczymy się i tego. ;)

Życzę więc wszystkim pysznych Świąt bez glutaminianu sodu

wtorek, 14 grudnia 2010

Sposób na mróz, przeziebienie i... erekcję

W taka pogodę muszę to napisać - kto żyw niech biegnie natychmiast po świeży imbir, zanim zima kompletnie nas uwięzi w domach! Wierzcie mi, na pewno się przyda.

Imbir wygląda, co tu dużo mówić, brzydko. To zwykłe kłącze. Ale jego działanie i smak rekompensują wszystkie mankamenty urody.

Imbir można teraz kupić w zasadzie wszędzie, w każdym warzywniaku. Wybierając, zwróćcie uwagę, czy korzeń nie jest za ciemny i łykowaty.

Przepis na moją ulubioną miksturę, która trzyma mnie zimą przy życiu i w formie: kilka drobno pokrojonych plastrów imbiru, sok z jednej cytryny, miód do smaku, goździki, cynamon. Wszystko zalewam wrzątkiem. Jeśli chcemy osiągnąć efekt piorunujący, możemy dodać kieliszek mocnego alkoholu (mój ulubiony w tym zestawie to Krupnik). Najlepiej pić tuż przed spaniem.   

Pod tym linkiem znajdziecie bardzo długą listę zdrowotnych cudów jakie czyni imbir:
Zastosowań doprawdy multum, trudno jednak ukryć, że największą ciekawość wzbudza punkt ostatni: "Imbir pobudza ukrwienie narządów płciowych przez co wzmaga erekcję u mężczyzn, zwiększa percepcję (odbiór i analizowanie) wrażeń seksualnych u kobiet i mężczyzn"

No cóż, jedno jest pewne - imbir na pewno w domu warto mieć.

Więc raz, dwa, trzy do sklepu!

Ot taki magiczny olejek czyli jak uniknąć zmarszczek

W poprzednim poście opisywałam już szok, jaki przeżyłam dowiedziawszy się, co zawierają zalegające tonami na sklepowych półkach kosmetyki z reklam. Zmobilizowało mnie to do poszukiwania alternatywnych rozwiązań pielęgnacyjnych. Wszak dbać o siebie trzeba!

Jeśli trudno wam się oderwać od półek pełnych zachęcających cudownym działaniem specyfików, polecam choć jedną wizytę w prawdziwej Mydlarni. To jak kupowanie ciuchów, których nikt inny nie ma! To ekskluzywne miejsca, gdzie znajdziecie nigdzie indziej nie sprzedawane rzeczy kojarzące się z orientem i egzotycznymi podróżami.Brak pomysłów na świąteczne prezenty? Wstąp obowiązkowo! 

Właśnie w jednej z takich mydlarni na ulicy Krakowskiej natknęłam się na buteleczki opisane jako "olej arganowy". Zapoznawszy się z opisem specyfiku oraz jego działaniem pisnęłam radośnie - hurra! czeka mnie wieczna młodość! Otóż czego dowiedziałam się o oleju arganowym -

drzewa z których nasion jest pozyskiwany występują wyłącznie w południowo - zachodniej części Maroka wyjątkowo czystej ekologicznie. Zawiera ogromne ilości nienasyconych kwasów tłuszczowych niezwykle dla nas ważnych oraz witaminę E - źródło wiecznej młodości. Tym samym cechuje się on wyjątkowo silnym działaniem przeciwzmarszczkowym, regenerującym i wygładzającym. Można stosować go jako krem do twarzy, balsam, odżywkę do włosów, do kąpieli, masażu. Uff!

Kupiłam. Jak mogłam nie kupić?! 

No dobra, żebyście nie zeszli z wrażenia, dodam szczerze, że nie pachnie zbyt szałowo, w zasadzie to ma taki lekki niby-orzechowy, jednak nie do końca przyjemny, aromat. No i nie kosztuje mało. Ale przyznaję - nawilża fenomenalnie. Szczególnie warto stosować na noc, rano skóra jest gładka i miękka. Do zapachu można się przyzwyczaić lub dodać olejek eteryczny. A czy zapobiega zmarszczkom? No cóż, przekonamy się za czas jakiś ;)

ONE AND ONLY czyli mój ulubiony eco kosmetyk

Odkąd pewnego dnia starannie przeczytałam ich składy, poszukałam w internecie rozwinięć tajemniczych skrótów, a przy okazji znalazłam też długą i imponującą listę chorób, jakie mogą powodować zawarte w nich substancje, zaprzestałam właściwie stosowania klasycznych, komercyjnych kosmetyków.

Wszystkie z nich zawierają syntetyki, składniki identyczne jak te stosowane w detergentach, pochodne ropy naftowej [sic!] i inne cuda. Aż skóra cierpnie. Dosłownie.

Link do listy tych wszystkich dobrodziejstw, które upychane są w kosmetykach w celu ich zakonserwowania, polepszenia konsystencji, zapachu, zwiększenia ilości wydzielanej piany, itp. zamieszczam tutaj:

http://www.zdrowe-kosmetyki.pl/niebezpieczne_subst.php Lektura tylko dla ludzi o mocnych nerwach i nie swędzącej akurat skórze.

Porzuciwszy z obrzydzeniem prezentowane w reklamach pudełeczka ze złowieszczo długą listą składników na odwrocie, zaopatrzyłam się w nieczęsto stosowane, a jakże zbawienne dla zdrowia i urody alternatywne rozwiązania. I tak:
- balsamy i kremy zamieniłam na oleje - sezamowy, arganowy, kokosowy wzbogacone olejkami eterycznymi (uwielbiam ten z bergamotki!)
- antyperspiranty na ałun - stosowany już w starożytności jako środek pielęgnacyjny i leczniczy
- zamiast żeli pod prysznic i peelingów - marokańskie mydła z Aleppo

Zaczęłam też z dużo większą uwagą śledzić składy na opakowaniach. Po szaleńczych poszukiwaniach w internecie naglonych swędzącą skórą natrafiłam wreszcie na niemiecką firmę produkującą naprawdę dobre, uznane i sprawdzone w różnych testy kosmetyki ekologiczne, na których listy składników są krótkie i bardzo zachęcające. Przede wszystkim nie zawierają najpopularniejszego drania dorzucanego w zasadzie wszędzie (do płynu do spryskiwaczy ponoć też) - SLS - Sodium Lauryl Sulfate. Sylikony, parafiny, parabeny - wszystkim wam won!

Natychmiast pobiegłam do Sklepiku Naturalnego przy ulicy Krupniczej w Krakowie (uwaga, są dwa, teraz mam na myśli ten bliżej Bagateli) i odnalazłam na półce z produktami Weledy Baby& Kind Calendula Waschlotion&Schampoo. Tak, to nie pomyłka, nie, nie jestem w ciąży. Żelu kupiłam tylko i wyłącznie dla siebie, nie dla dziecka. Użyłam i zakochałam się. Myję nim całe ciało, twarz, włosy. Skóra pozostaje miękka, pachnąca, nie ściągnięta. A żeby jeszcze bardziej poprawić sobie humor, po każdym użyciu czytam skład na opakowaniu. ;) Nich sugestia też działa zbawiennie na moją skórę! :)

Jedno trzeba przyznać - kosmetyk do tanich nie należy, za tubę o pojemności 200 ml trzeba zapłacić 40 kilka złotych, jest jednak wydajny, no i można stosować go równocześnie zamiast szamponu, żelu do ciała i żelu do twarzy. Więc warto. W końcu kto by nie chciał skóry jak pupcia niemowlaka. ;)

Zacznijmy od chleba

CHLEB - jeden z najbardziej podstawowych produktów w naszej diecie. Jemy go dużo - z serem, z wędlinami, z jarzynami, pastami, twarogami, miodem, dżemem. Ja najbardziej lubię ten świeży, chrupiący podany z twarożkiem i zieloną cebulką ewentualnie maczany w rozmarynowej oliwie z oliwek czy też last but not least - podany w formie grzanek posmarowanych przekrojonym ząbkiem czosnku (na temat czosnku rozpiszę się kiedyś szerzej, ponieważ nie ma drugiej tak bogatej w odżywcze składniki i tak zbawiennej dla zdrowia przyprawy).

Problem z chlebem tkwi w tym, że nie lubię wstawać wcześnie rano, szczególnie gdy za oknem mróz. Każdą minutę wykorzystuję na odrobinę dodatkowego snu, a do pracy biegnę zazwyczaj w ostatniej chwili. Nie znajduję więc rano czasu na zakupy w piekarni czy też wyprawę do sklepików ekologicznych. Kiedy wieczorem wracam do domu, pozostają mi już tylko sieciówki - żabka, kefirek, oczka, smutne chleby pakowane w folie, pogniecione, obrzydliwe bułki bez smaku, nafaszerowane chemią dziwne wytwory - nowotwory. Fuj! Dla pysznego, zdrowego bochna, który nie spleśnieje po dwóch dniach leżenia w mojej kuchni, którego skórka będzie gruba, chrupiąca i pełna składników odżywczych, zaczynam coraz częściej zmieniać przyzwyczajenia - poranna wycieczka na krakowski Kleparz!
     
To tam można zakupić słynny chleb prądnicki, o którym na łamach Wysokich Obcasów pisze Katarzyna Bosacka. Polecam serdecznie artykuł "Chleb to nie jakaś pierdółka" (NR 46 WO). Wart przestudiowania!
Dowiesz się z niego takich chociażby rzeczy:
  •  chleb z mąki żytniej jest zdrowszy od tego z pszennej, żyto po pierwsze zawiera więcej błonnika, który zbawiennie wpływa na nasze trawienie, po drugie zakorzenia się w ziemi głębiej niż pszenica czerpiąc z niej składniki mineralne
  •  prawdziwy chleb to ten na zakwasie, w zakwasie powstają nie tylko naturalne drożdże i witaminy z grupy B, lecz także bakterie mlekowe, które oczyszczają organizm z toksyn i związków rakotwórczych
  •  po czym poznać dobry chleb?
       * po pierwsze - sprawdź listę składników - koniecznie skontroluj czy nie ma na niej żadnych E 339, E 472, E 330 i innych polepszaczy, w prawdziwym chlebie powinny być tylko cztery podstawowe składniki - mąka, woda, drożdże, sól.
       * po drugie - im wyższy numerek przy oznaczeniu mąki, tym będzie ona bogatsza w błonnik, witaminy i minerały
       * po trzecie - prawdziwy chleb powinien mieć złocisty lub ciemnobrązowy kolor i po lekkim wgnieceniu wrócić do pierwotnego stanu

Gdzie wybrać się po taki chleb? Polecam - mała budka na Starym Kleparzu z napisem Antoni Madej - chleb prądnicki!

Kiedy już uda wam się zdobyć to cudo, absolutnie nie przechowujcie go w foliowym woreczku, zamiast tego zapakujcie w papierową torbę lub lnianą ściereczkę. Dłużej pozostanie świeży i chrupiący.

I na sam koniec radosna informacja - najwięcej przeciwutleniaczy chroniących organizm przed starzeniem się oraz nowotworami zawartych jest w chrupiącej skórce! Mniam.