O mnie

TWÓJ ECO PRZEWODNIK MIEJSKI! Zapraszam do lektury mojego bloga, z którego dowiesz się, co oznaczają tajemnicze skróty na opakowaniach kosmetyków i jedzenia, jaki naturalny specyfik zapewni ci skuteczniejszą ochronę przed starzeniem się skóry niż najdroższe kremy, gdzie kupić prawdziwy chleb na zakwasie, czy można uchronić się przed chorobami cywilizacyjnymi i dlaczego warto mieć w lodówce olej sezamowy. Podpowiem Wam też, gdzie w Krakowie wybrać się po najlepszej jakości ekologiczne produkty. Dla wszystkich dbających o zdrowie i urodę, dla wszystkich nowoczesnych, świadomych i eco!

wtorek, 14 grudnia 2010

ONE AND ONLY czyli mój ulubiony eco kosmetyk

Odkąd pewnego dnia starannie przeczytałam ich składy, poszukałam w internecie rozwinięć tajemniczych skrótów, a przy okazji znalazłam też długą i imponującą listę chorób, jakie mogą powodować zawarte w nich substancje, zaprzestałam właściwie stosowania klasycznych, komercyjnych kosmetyków.

Wszystkie z nich zawierają syntetyki, składniki identyczne jak te stosowane w detergentach, pochodne ropy naftowej [sic!] i inne cuda. Aż skóra cierpnie. Dosłownie.

Link do listy tych wszystkich dobrodziejstw, które upychane są w kosmetykach w celu ich zakonserwowania, polepszenia konsystencji, zapachu, zwiększenia ilości wydzielanej piany, itp. zamieszczam tutaj:

http://www.zdrowe-kosmetyki.pl/niebezpieczne_subst.php Lektura tylko dla ludzi o mocnych nerwach i nie swędzącej akurat skórze.

Porzuciwszy z obrzydzeniem prezentowane w reklamach pudełeczka ze złowieszczo długą listą składników na odwrocie, zaopatrzyłam się w nieczęsto stosowane, a jakże zbawienne dla zdrowia i urody alternatywne rozwiązania. I tak:
- balsamy i kremy zamieniłam na oleje - sezamowy, arganowy, kokosowy wzbogacone olejkami eterycznymi (uwielbiam ten z bergamotki!)
- antyperspiranty na ałun - stosowany już w starożytności jako środek pielęgnacyjny i leczniczy
- zamiast żeli pod prysznic i peelingów - marokańskie mydła z Aleppo

Zaczęłam też z dużo większą uwagą śledzić składy na opakowaniach. Po szaleńczych poszukiwaniach w internecie naglonych swędzącą skórą natrafiłam wreszcie na niemiecką firmę produkującą naprawdę dobre, uznane i sprawdzone w różnych testy kosmetyki ekologiczne, na których listy składników są krótkie i bardzo zachęcające. Przede wszystkim nie zawierają najpopularniejszego drania dorzucanego w zasadzie wszędzie (do płynu do spryskiwaczy ponoć też) - SLS - Sodium Lauryl Sulfate. Sylikony, parafiny, parabeny - wszystkim wam won!

Natychmiast pobiegłam do Sklepiku Naturalnego przy ulicy Krupniczej w Krakowie (uwaga, są dwa, teraz mam na myśli ten bliżej Bagateli) i odnalazłam na półce z produktami Weledy Baby& Kind Calendula Waschlotion&Schampoo. Tak, to nie pomyłka, nie, nie jestem w ciąży. Żelu kupiłam tylko i wyłącznie dla siebie, nie dla dziecka. Użyłam i zakochałam się. Myję nim całe ciało, twarz, włosy. Skóra pozostaje miękka, pachnąca, nie ściągnięta. A żeby jeszcze bardziej poprawić sobie humor, po każdym użyciu czytam skład na opakowaniu. ;) Nich sugestia też działa zbawiennie na moją skórę! :)

Jedno trzeba przyznać - kosmetyk do tanich nie należy, za tubę o pojemności 200 ml trzeba zapłacić 40 kilka złotych, jest jednak wydajny, no i można stosować go równocześnie zamiast szamponu, żelu do ciała i żelu do twarzy. Więc warto. W końcu kto by nie chciał skóry jak pupcia niemowlaka. ;)

1 komentarz: